Pamiętacie gdzie w dzieciństwie przebywaliście najchętniej?
Ja jako 5 latka godzinami przesiadywałam w kuchni. Nie wiem dlaczego dzisiaj nie lubię gotować? Ale wtedy też bynajmniej nie garnęłam się do stania przy garnkach. Właśnie odkryłam ogromne możliwości drzemiące w szydełku
i tworzyłam kilometrowe łańcuszki ( każdy kiedyś zaczynał ;) ). Kiedy kończył się kłębek włóczki, prułam, zwijałam i zaczynałam od początku. Mogłoby się wydawać, że byłam złotym dzieckiem. Nic z tego Wykombinowałam sobie, że aby moje łańcuszkowe dzieło się nie plątało, muszę je starannie rozpiąć. I jak
w amoku jakimś niepojętym wiązałam je pomiędzy szafkami, krzesłami, stołem, wijąc sieć, w którą wpadała moja babcia gotująca właśnie obiad. Nie muszę chyba dodawać, że miałam duży wpływ na porę obiadową w domu moich dziadków ;)
Na takie wspominki wzięło mnie, kiedy rozważałam zakup prezentu dla wnuczek mojego brata.
Niech będzie. Przyznam się, że korciło mnie, żeby zafundować maluchom łańcuszkowy zestaw startowy ;). W końcu jednak moje wielkie serce przeważyło
i postanowiłam zachęcić dziewczynki do buszowania po babcinych szafkach. Uszyłyśmy z córką słodkie fartuszki, żeby trudniej było się na nie gniewać kiedy większość składników będzie wzorowo lądowała na podłodze.
I tym optymistycznym akcentem...
P.S. Gorąco pozdrawiam wszystkich, którzy zaglądają do mojej sekretery.
Komentarze
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuję wszystkim, za dzielenie się swoimi przemyśleniami i opinią. Będzie mi miło, jeśli i Ty zechcesz dopisać kilka słów.